Karty służą do gry, ale jednak nie tylko. Historia kart, od lat kilkuset do dzisiaj, jest naprawdę fascynująca.

Karty stworzone dla rozrywki, wkrótce stały się także grą hazardową. Zatem popularność karcianych spotkań hazardowych przyciąga nie tylko miłośników ryzyka, ale także wszelkiej maści cwaniaków i zawodowych oszustów. Wystarczy obejrzeć kilka westernów, aby poznać działalność wymienionych typków na dzikim zachodzie, przy partii pokera. Nazywają ich szulerami. Poza tym, że karty mogą być rozrywką, a także hazardem i złodziejstwem, warto dodać, że służą także do wróżenia, a w wersji szlachetnej są także sportem. Brydż został w roku 1999 przyjęty oficjalnie do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, jako pełnoprawna dyscyplina sportowa.

Przypomnę choćby kawałek fascynującej historii kart do gry. Najstarsze ze znanych nam zapisków na temat gier karcianych pochodzą z X wieku, z Chin. Było to za panowania dynastii Tang (618-907). Nadworny pisarz Su E opisał księżniczkę Tongchang. Podobno dla zabicia czasu grywała ona z członkami Klanu Wei w „grę z liści”. Chodziło, oczywiście, o karty, ale językowe trudności nie pozwalają stwierdzić, czy owe „liście” to były cieniutkie płytki, czy też zadrukowany papier. Jeśli chodzi o Europę, to znane nam pierwsze wzmianki na temat kart pochodzą z XIV wieku. Prawdopodobnie przybyły one przez Egipt, razem z mamelukami, czyli niewolnikami. Gra w karty natychmiast rozprzestrzeniła się na terenie Niemiec, a wkrótce nowa zabawka ogarnęła całą Europę. Moda ta trafiła także do Polski. Zachowało się wiele opisów różnych staropolskich gier w karty. Przeglądając literaturę naliczyłem aż 18 ich różnych nazw. Istnieje cały szereg zapisków na tematy karciane. W roku 1501 królewicz Zygmunt (późniejszy Zygmunt Stary), jadąc ze Śląska do Krakowa umilał sobie drogę grając z Mikołajem Szydłowieckim w karcianą grę o nazwie „fluss”. Jędrzej Kitowicz, opisując dawne obyczaje, wymienia nazwy popularnych gier – pikieta, chapanka, kupiec. Jan Kochanowski w swojej pieśni kpi sobie ze szlachty, że taki nie umie wsiąść na konia, ale jest kufla świadomy oraz kart malowanych.

A jak to wygląda współcześnie? Oczywiście zupełnie inaczej. W komputerowym świecie fascynują nowoczesne zabawki elektroniczne. Przede wszystkim dzieci. Tradycyjne rozrywki poszły w zapomnienie. Kiedy ja byłem dzieciakiem, nie istniał jeszcze nawet telewizor. Bawiliśmy się zabawkami klasycznymi. Pośród nich kartami, które szczególnie wyróżnialiśmy. A ileż przeróżnych gier dla dzieci i młodzieży wszyscy moi rówieśnicy, a także ja, znaliśmy. Na przykład dla najmłodszych istniała „wojna”, później, dla starszych, „tysiąc”, „makao”, „kierki”, albo „garibaldka” (gra dla dwóch osób). No i jeszcze kilka innych. To tyle dzieci, natomiast dorosłymi całkowicie zawładnął brydż. Tu warto przypomnieć, że niewinna gra w brydża, w Polsce, tuż po wojnie, w czasach stalinowskich była zakazana, jako rozrywka burżuazyjnych elit zachodnich, czyli wrogów PRL. Dopiero w roku 1954 sytuacja zmieniła się, pod wpływem artykułu Jerzego Putramenta, pisarza silnie związanego z ówczesną władzą. Między innymi użył on zwrotu „Lepszy brydż niż nic”. No i zaczęło się szaleństwo. Według mnie, dziesięcioletniego wówczas dzieciaka, co najmniej połowa znanych mi dorosłych grywała w brydża. Każdego wieczora u innego z sąsiadów, w naszym trzypiętrowym domu, przy ulicy Nowy Świat.

Jeszcze kilka zdań o kartach. Warto pamiętać, że istnieje coś takiego jak tarot, czyli karty specjalne do wróżenia, a to zajęcie stało się obecnie niezwykle modne. Uprzedzam także moich czytelników, aby, na jakimkolwiek jarmarku, nie dali się namówić na hazardową grę w trzy karty. Tu nigdy nie można wygrać. A na zakończenie jeszcze króciutka dykteryjka. Istnieją dwa znakomite, polskie filmy, gdzie główni bohaterowie są zapalonymi karciarzami. Jeden z nich to „Wielki Szu” – szuler zagrany przez Jana Nowickiego. Drugi „Jak rozpętałem drugą wojnę światową” z Marianem Kociniakiem w roli głównej. Ma tam wspaniałe sceny z kartami. Tak złożyło się, że obu panów znałem osobiście. Przed laty. Obaj byli wówczas zapalonymi karciarzami, zatem swoje role zagrali znakomicie. Gratuluję reżyserom wyboru obsady.

Andrzej Symonowicz